Festiwal sztuk wszelkich inaugurował wernisaż w galerii Arsenał. Sam w sobie był wydarzeniem. Całe piętro zajął Leon Tarasewicz - malarz z Walił. W dwóch pomieszczeniach na dole oglądać można filmy twórców z Tadżykistanu, Kazachstanu, Uzbekistanu i Kirgistanu. Tarasewicz i kurator wystawy filmowców azjatyckich - Stefan Rusu z Mołdawii, bohaterami dnia byli już na kilka godzin przed otwarciem wystawy, podczas konferencji. Słuchacze wypełnili całą salę, była wśród nich Gabriela Cardazzo, autorka filmów o Tarasewiczu i Kantorze.
- Wystawa Tarasewicza ma ambicje wystawy retrospektywnej - mówiła Magdalena Godlewska, kuratorka. - Pokazujemy najróżniejsze prace, nawet z podstawówki, okresu Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu, ASP i najnowsze. Zawsze czuję się bezradna, gdy przychodzi mi mówić o twórczości Leona. Właściwie najlepiej powtórzyć słowa jednego ze znanych krytyków polskich o jego malarstwie: "Zapiera dech, brakuje słów". Od siebie dodam tylko: to malarstwo niezwykle emocjonalne.
Sam Tarasewicz początkowo mówić o wystawie nie chciał: - Nie ma chyba nic bardziej głupiego, niż mówić o sobie samym. Pytania proszę kierować do Joli Goli, ona wie o mnie więcej - żartował.
Rzeczywiście. Gola, autorka rzetelnej i ciekawej książki-albumu, o malarzu zebrała mnóstwo informacji (książka właśnie trafiła do księgarń, można ją też kupić w Arsenale).
- Za dużo się zdarzyło w życiu Leona, nie mogłam tego wszystkiego ogarnąć - opowiadała podczas konferencji. - Jeszcze nie połapałam wszystkich sznurków. Co mnie najbardziej zaskoczyło? Liczba inicjatyw, których Leon był motorem. I to, że był radnym, i to, że hoduje kury i georginie, że organizował festiwal i grał na weselach. To człowiek, który ciągle pędzi. Nigdy nie powraca do starych serii. Ta różnorodność jest niezwykła. Leon uczy sztuki, ujawnia piękno wokół nas.
Dopowiadał kolega Tarasewicza z czasów Liceum Plastycznego w Supraślu: - Patrzę na obrazy Leona i tak sobie myślę: ja po tym lesie też chodziłem. Czemu ja tego nie widziałem, co zobaczył i namalował on?
- Wszyscy tak mamy z Leonem - śmiała się Monika Szewczyk, szefowa galerii Arsenał.
W końcu zaczął opowiadać i sam artysta. O wystawach twórców białoruskich: "Były w Polsce próby zrobienia wystawy sztuki białoruskiej, ale nieprofesjonalne. Białoruś czeka na jakiegoś historyka sztuki, jak w Polsce Anda Rottenberg, a Jurek Onuch na Ukrainie - który przygotowując wystawę sztuki białoruskiej, umiałby zrobić selekcję, ustalić wartości, odrzucić folklor. Niestety, cały system na Białorusi robi wszystko w stylu czekoladopodobnym".
O Waliłach pod Gródkiem, w których mieszka i pracuje: "Waliły dają bazę i są namiastką normalności. Dzięki nim mogę być partnerem dla innych".
O życiu w Supraślu: "Po życiu w supraskim internacie wojsko to był mały pikuś".
Skoro o wojsku mowa - na wystawie oglądać można szkicownik z wojska (1977-79) - zapis chwil i postaci ważnych i nieważnych: twarze kolegów, ptaki na drzewie czy.... rysunek myszy z dopiskiem ("5 VIII 1978: siedziała na stole i jadła chleb"). Mnóstwo prac osobistych: piękne portrety siostrzeńców rodziców, znajomych. Autoportret, na którym najważniejszy jest perkaty nos młodocianego artysty. Dużo emocji dostarczy zwiedzającym obserwacja, jak ewoluował talent Tarasewicza: od martwych natur i realistycznych scenek rodzajowych, jak jesienne wykopki, po wspaniałe płótna, na których kolory natury układają się w zrytmizowane pasy.
Po zamknięciu "Gazety" w WęglOFFce - składach powojskowych na ul. Weglowej 8 otwarto wystawę Kinki Texas
Źródło: Gazeta Wyborcza - Białystok